Kolumny, które zapoczątkowały u mnie chorobę pt. Jak nie wychodzić z domu nawet jak jest piękna pogoda i wszyscy wychodzą? TO LEPIEJ bo mogę w samotności oddać się słuchaniu muzyki i nikt mi nie szumi za uszami :)
Scena - 3D
Wysokie - jedwabiste,
Średnie - takie, że wokale jakby żywe
Niskie - czyste, szybkie i niskie :)
Instrumenty klasyczne brzmią bardzo realistycznie, sugestywnie (klarnet, saksofon, trąbka, smyczki...). Gitary elektryczne (lubię posłuchać AC/DC) - czuć lampę, overdrive - Gibson SG to potęga, brud, Fender Tele - czysty punk, taki, że aż się chce biegać po pokoju :)
Po znalezieniu właściwego położenia i nachylenia, scena stała się bardziej głęboka, lepiej słychać wybrzmienie, pogłosy.
Słuchałem innych kolumn w podobnym przedziale cenowym i droższych (tak między 5 a 12 tysięcy) i żadne - podkreślę - żadne nie umywały się do Minasów. Różnica klas.
Odkąd Minasy goszczą u mnie w systemie, uśmiech nie schodzi z mojej twarzy - słucham jazzu, troszkę metalu, hard rock'a, bluesa, troszkę klasyki, czyli - generalnie - muzyki.
Należy podkreślić, że dzięki dobrej podstawie basowej oglądanie filmów również nie pozostawia niedosytu (tłumię między kolumnami i po bokach, tył głównie rozpraszam - pozwala to na osiągnięcie naprawdę ciekawej przestrzeni akustycznej, również do oglądania filmów).
Cóż więcej - wcześniejsze posty chyba wyczerpują temat. Dla mnie te kolumny wystarczą (to złe słowo, bo one nie są po prostu wystarczające - są właśnie takie jakie trzeba) na długo :)